Quantcast
Channel: "Hedonizm i eskapizm"
Viewing all 891 articles
Browse latest View live

Piątka na piątek: Ciekawe mieszkania

0
0
Pięć mieszkań w pięciu miastach, a każde urządzone z polotem i fantazją.


W czasie przerwy na herbatę lubię przeglądać zdjęcia ciekawych wnętrz na blogach i stronach o wnętrzach. To pięć mieszkań, które ostatnio wpadły mi w oko, urządzonych przede wszystkim pomysłowo i ciekawie.







W którym najchętniej zamieszkalibyście?

Wpis roku 2013 - wyniki!

0
0
Nie lubię konkursów – strasznie trudno jest wybrać zwycięzców! Zwłaszcza, gdy nagród jest niewiele, a chciałoby się nagrodzić prawie każdego, bo jest za co...


Z trudem, ale jednak udało mi się wyłonić trzy osoby, do których polecą nagrody, zdobyte w konkursie-zabawie „Wpis roku 2013”.

Oceniając wpisy i ustawiając ich kolejność brałam pod uwagę punkty dodatkowe, które mogli zdobyć obserwatorzy strony. Brałam pod uwagę także poprawność tekstu, poziom „doszlifowania go” i pracę włożoną w przygotowanie go. 

Niektóre wpisy były fantastyczne dzięki ciekawym spostrzeżeniom, mądrym przemyśleniom czy ostremu pióru autorek. Inne wyróżniały się jakością zdjęć i estetyką. Pojawiły się bardzo ciekawe pomysły. To wszystko też wzięłam pod uwagę.

Postanowiłam jednak nagrodzić wiedzę, którą autorki dzielą się z nami i pracę włożoną w powstanie niektórych wpisów. Wszyscy wiemy, jak długo powstaje czasem taki naprawdę solidny, dopracowany wpis.

Wyniki:

Wpisem roku jest dla mnie artykuł, który uznałam za szczególnie wart wyróżnienia, bo stanowi rodzaj podsumowania tego, o czym pisze większość blogerek, które wzięły udział w konkursie. Dzięki niemu można się przekonać, że pokazywanie swoich czterech kątów, kosmetyków i dbania o siebie wcale nie jest nowym zjawiskiem. W tym wpisie znalazły się dawne odpowiedniki blogerek „urodowych” (czy „lifestylowych”) czyli „próżne i powierzchowne” dziewczyny z dawnych lat.

Autorka wpisu pokazała imponującą wiedzę i wykonała imponującą pracę, żeby go przygotować. Ostatnio pokazałam jej blog jako odkrycie warte uwagi i nadal polecam. Mowa o Gabrielle i jej wpisie:


Na wyróżnienie zasługuje też praca i wiedza, jaką podzieliła autorka poradnika dla osób obdarzonych cienkimi i rzadkimi włosami. Drugie miejsce zdecydowałam się przyznać:


Fightthedull wybiera sobie jeden spośród 2 zestawów, stanowiących nagrody pocieszenia.

Trzecie miejsce i drugi zestaw przypada autorce solidnego, ilustrowanego tutorialu, który też może się przydać. Podzieliła się ona z nami recepturą swojej babci na naturalny kosmetyk ratujący zniszczone włosy.


Gratuluję, dziewczyny!

Pozostałym osobom też gratuluję! Wasze wpisy są naprawdę świetne i na wysokim poziomie. Żałuję, że nie mogę nagrodzić wszystkich.

Następnym razem postaram się o więcej nagród! ;-)

Wszystkie zgłoszone wpisy znajdą się na liście wpisów Roku 2013, którą opublikuję jutro.

Wasze wpisy roku 2013

0
0
Oto lista Waszych wpisów, które uznałyście za najbardziej warte uwagi wśród tych, które powstały w roku 2013.


Podzielone tematycznie i ułożone według kolejności dodania.

Wpisy dające do myślenia


Świetnie napisane. Bardzo dobry wpis na początek bloga!

Po prostu świetny wpis! Jego autorka i zarazem bohaterka okazała się fantastyczną osobą! :-)

Aga nie tylko się akceptuje, jak pisze, ale widać, że się lubi. Fajnie! :-)

Uważam, że to bardzo potrzebny wpis w czasach, kiedy ludzie coraz bardziej stereotypowo myślą.

Zgadzam się z autorką. Można wysłać dziecko do tzw. „dobrych szkół”, ale w wielu z nich nauczy się schematycznego myślenia i konformizmu. Ważniejsza jest niezależność i samodzielne myślenie.

Wzruszające dla każdego, kto stracił bliską osobę. ;-(


Wpisy domowe i rękodzielnicze


Świetne zdjęcia i ciekawy materiał!

Rewelacyjne ubranka na kubeczki do herbaty!

Świetny tutorial, który spodoba się wszystkim, którzy marzą o świecących bawełnianych kulkach

Świetna sesja i edytorial w „Moim mieszkaniu”! Gratulacje dla Ani! :-)

Urocza toaletka, też bym taką chciała. ;-)

Zabawny i sympatyczny pomysł, Cookie Monster. :-)


Wpisy kosmetyczne


Bardzo porządnie napisane opracowanie.

Dobrze zrobiony tutorial, w optymistycznym stylu.

Ciekawy pomysł, wart uwagi.

Waro polecenia poradnik dla osób, które naturalnie rozjaśnić włosy.

Nawet przed epoką szczoteczek do zębów ludzie sobie radzili z higieną jamy ustnej. :-)

Recenzja kosmetyku, który ciekawie wygląda.


Inne

Hexxana wykonała świetną robotę! Podziwiam i chylę czoła!

Osobisty i optymistyczny wpis.

Przypomniała mi się akcja sprzed kilku lat, kiedy pewne kreatywne bloggerki znalazły się na okładkach ilustrowanych magazynów. :-)

Szczery tekst, pisanie o emocjach bardzo pomaga...

Ciekawy i inspirujący pomysł!


Zobaczcie jak „szykowały się” kobiety w czasach - „przedblogowych”. Teraz pewnie byłyby tu wśród nas.

Uśmiałam się! Choć Lidla mam względnie blisko, byłam tam tylko raz i wyszłam bez zakupów.Teraz już wiem, dlaczego:  nie znałam tych metod!

Przydałaby się dłuższa doba...

0
0
Mam ostatnio bardzo dużo pracy, więc nie zdążam odpowiadać na komentarze, ani tym bardziej przygotować nowych wpisów.


Teraz jeszcze dodatkowo czeka mnie mały remoncik...

Postaram się szybko to zrobić i jeśli się uda, jeszcze pod koniec tygodnia wrócę do aktywnego blogowania!

Skończę też projekt strony dla stowarzyszenia blogerek w „mało stereotypowym wieku”. Powiem Wam tylko, że mamy ciekawy pomysł na nazwę i dostałam uprawnienia do domeny z ta nazwą. Mam nadzieję, że Wam się spodoba! :-) (A jak nie, to coś wymyślimy ;-P).

Wszystko ujawnię około weekendu. Tymczasem wracam do roboty!

Gdyby ktoś chciał upiec sobie te pierniczki ze zdjęcia, to przepis jest tutaj!

Czy Wy też, gdy nie macie czasu na blogowanie, macie tyyyle pomysłów na nowe wpisy? ;-)

Lily Lolo: South Beach i Waikiki

0
0
Ostatnio pokazywałam bronzer Lili Lolo „Waikiki”. Czas na porównanie go z innym bronzerem Lily Lolo: „South Beach” oraz na kilka słów o tym drugim.


Planowałam już wcześniej pokazać zdjęcia, jednak zależało mi, żeby zrobić dobre „swatche” w świetle sztucznym i świetle dziennym. Niestety o światło dzienne było ostatnio trudno. Niby nie było zimy, ale słońca jak na lekarstwo...

Ze statystyk wyszukiwania wynika jednak, że „swatche” (czyli zdjęcia kosmetyku na skórze – pokazujące rzeczywisty kolor) należą do najbardziej poszukiwanych materiałów na blogu. Nie chcę więc wprowadzać Was w błąd pokazując przekłamane kolory i przywiązuję wagę do światła i do odzyskania właściwego koloru podczas obróbki zdjęć.

Przy okazji zwrócę Wam jeszcze uwagę na to, że kolor i tak może zostać przekłamany przez ustawienia monitora. Każdy monitor jest inaczej skalibrowany i przez te różnice mimo wszystko mogą być problemy.

To obiecane zdjęcia z porównaniem tych dwóch bronzerów.



Jak widać, Waikiki jest „biszkoptowy”, jak to ktoś określił, a „South Beach” bardziej brzoskwiniowy.

A to znacznie powiększone zdjęcia obu kosmetyków.

Lily Lolo: South Beach

Lily Lolo: Waikiki

„South Beach” zaciekawił mnie od razu, kiedy się pojawił, bo jako jedyny bronzer tej marki ma matowe wykończenie. W tego typu kosmetykach jest ono chyba najbardziej praktyczne.

Na zdjęciach zamieszczonych stronie producenta i w sklepie Costasy.pl, obydwa opisywane tu produkty wyglądają dosyć podobnie. Zakładałam więc, że „South Beach” ma podobny kolor do „Waikiki”, a różni się głównie wykończeniem.

„Waikiki” to obecnie mój ulubiony bronzer. Odpowiada mi jego konsystencja, „przyczepność”, pigmentacja. Używa się go naprawdę świetnie. Jednak czasem wolałabym użyć czegoś o bardziej matowym wykończeniu. Wyglądało na to, że „South Beach” to jest to.

Lily Lolo: Waikiki

Kiedy jednak zobaczyłam go na żywo, okazało się, że jest ciemniejszy niż „Waikiki” i ma brzoskwiniowe podtony. Dla mnie nie jest to wada, bo moja skóra ma takie podtony, ale jest na tyle jasna, że teraz, zimą, „South Beach” jest dla mnie nieco za ciemny.

Dodatkowo po jakimś czasie trochę ociepla się na skórze. Nie bardzo, ale wychodzą pomarańczowe podtony, a, w pewnym świetle  nawet różowe. To sprawia, ze pasuje mi bardziej jako róż niż bronzer i obecnie używam go w tej roli.

Odkryłam nawet, że pasują mi takie ciepłe róże. O tej porze roku wszystko robi się szare i bure (włącznie z cerą „bladych twarzy”), a taki kosmetyk sprawia, że można wyglądać bardziej zdrowo i świeżo.

Kiedy trochę się opalę, dam mu szansę, aby mógł zostać także bronzerem. Być może spróbuję nieco stonować kolor, dodając mineralnych pigmentów. Myślę też o delikatnym rozjaśnieniu go i sprawdzeniu, jak wtedy będzie wyglądać, bo konsystencja, przyczepność i wykończenie bardzo mi się podobają.

Lily Lolo: South Beach

Podobnie jak inne kosmetyki Lily Lolo i (większość kosmetyków mineralnych) dobrze kryje i jest świetnie napigmentowany. Ma dobrą „przyczepność” i jest bardzo wydajny. Opakowanie 8 g wystarczy mi na długie lata. :-)

Produkt zamknięty jest w 40 ml słoiczku z sitkiem i jest zabezpieczony przed rozsypywaniem. Podoba mi się to, że w produktach Lily Lolo nawet cienie do powiek mają takie zabezpieczenie w opakowaniach. Nie spotkałam się z tym jak dotąd w sypkich kosmetykach innych marek.

Podobnie jak inne produkty Lily Lolo nie był testowany na zwierzętach i ma całkowicie wegański skład.

Skład:
Mika, Tlenki Żelaza, Dwutlenek Tytanu 

Można go kupić u polskiego dystrybutora Lily Lolo - w sklepie Costasy.pl, a także w innych sklepach, sprzedających kosmetyki mineralne.

Piątka na piątek: 5 ekstremalnych wyczynów

0
0
Bardziej niż regularne zawody sportowe interesują mnie wyczyny pokazujące możliwości ludzkiego ciała (i umysłu). Czasem aż trudno uwierzyć, że ktoś naprawdę tak potrafi.


Ostatnio słynny był występ Jean-Claude'a Van Damme'a w reklamie volvo. Jego sprawność i umiejętności są godne podziwu.

Jean-Claude Van Damme w reklamie Volvo


Powstała nawet parodia, choć już trochę nieaktualna (ale w grudniu znowu będzie ;-))

(Nieprawdziwy) Chuck Norris czyli parodia


Jednak nie tylko Van Damme i komputerowo wygenerowana postać Ch. Norrisa potrafią robić zdumiewające rzeczy. Kolejne filmy to nagrania tego, co potrafią „prawdziwi ludzie”!


Danny MacAskill - Industrial Revolutions


Dobrze, że nie trafiłam na to będąc dzieckiem, bo nie wiem, czy dożyłabym dnia dzisiejszego. ;-)

Bardzo lubiłam jeździć na rowerze, a moja wyobraźnia w zakresie przewidywania wypadków pozostawiała wiele do życzenia.

Nunchaku Artistique


Wszyscy podziwiają grację i wdzięk gimnastyczek artystycznych w układach z kołem czy piłką. Wersja hardkorowa obejmuje "układy z nunchaku". ;-)

Koncentracja i równowaga... ekstremalna


Fascynuje mnie ludzka pomysłowość i możliwości. Uświadamiam to sobie widząc takie rzeczy.

Chcecie więcej takich filmów?

Czy któryś temat zainteresował Was szczególnie?

Dozwolone od 35 lat ;-)

0
0
Niedawno napisałam (tutaj) o pomyśle „zrzeszenia” blogerek „lifestylowych” powyżej 35 roku życia.


Przyszedł mi on do głowy po tym, jak dowiedziałam się, że w „powszechnej opinii” takie blogi piszą nastolatki albo co najwyżej studentki. Z „dojrzałymi kobietami” czyli takimi w m.in. moim wieku kojarzą się takiej „opinii” blogi parentingowe.

Tymczasem jest przecież bardzo dużo blogerek, które zajmują się tematyką wnętrzarską, kosmetyczną, modową, kulturalną, artystyczną czy kulinarną, czyli tym, co podpada pod „lifestyle”. Trzeba więc ten stereotyp obalić albo przynajmniej podważyć.

Zapytałam Was, co sądzicie o pomyśle takiego „zrzeszenia” gdzieś blogerek w tym wieku, które pozwoli nam pokazać „powszechnej opinii”, że jesteśmy, mamy się dobrze, a nasze blogi są super. Odzew mnie zaskoczył – nie dość, że okazało się, że w tym „sędziwym” wieku jest nas więcej niż myślałam, to jeszcze reszcie komentujących też się spodobał ten pomysł.

Okazało się, że niektórzy poszukiwali takich blogów i znaleźć nie mogli, bo o ile blogerki dwudziestoletnie, ewentualnie tuż po trzydziestce, chętnie wpisują sobie wiek w profil, o tyle potem już o to trudniej... ;-)
(Wyszło to nawet w komentarzach – dziewczyny, które od razu pisały, ile mają lat miały na ogół poniżej 30 lub też świeżo ją przekroczyły).

Były też osoby które czuły się w blogosferze „staruszkami” pośród młodzieży. Przyznam, że sama tak miałam na początku. Co i rusz trafiałam na jakąś blogerkę, która pisała o kolokwium albo wręcz o klasówce – wtedy zastanawiałam się: co ja tu robię? ;-)

Trochę trwało zanim udało mi się założyć stronę, na której zajdą się takie blogi, ale pracowałam nad nią. Nie bez przerwy, ale w wolnych chwilach zastanawiałam się, jak to zrobić i przede wszystkim – jak to nazwać.

Pierwsza nazwa jaka mi się nasunęła czyli „35plus” na początku wydała mi się fajna. Gdy jednak zapytałam innych, co o niej sadzą, to okazało się, że kojarzy się z... badaniami przesiewowymi na różne choroby, tudzież z programami unijnymi aktywizującymi zawodowo rozmaite grupy wiekowe. :-) 

Myślałam zatem dalej, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy, aż do chwili, kiedy okazało się, że na ten cel można przeznaczyć domenę Koneserki. Ta nazwa mi się spodobała. :-)

Spodobała się też innym osobami, które o nią spytałam. M.in. Kociamber, której dziękuję za mailowanie! :-)

Osobiście wolę być Koneserką niż „35 plus”, czy innym statystycznym bytem. ;-) A Wy?

Zastanawiam się jeszcze nad tym, czy potrzebujemy jakiegoś bannerka do wstawienia na blogi? Na pewno nie byłoby to obowiązkowe – tylko tak, gdyby ktoś chciał.

Strona przeznaczona jest dla blogerek powyżej 35 lat, prowadzących blogi o tematyce lifestylowej (osobom blogującym na inne tematy, przynajmniej na razie, dziękujemy; młodszym chwilowo też - muszą sobie dojrzeć wiekowo do przyjęcia w to zacne grono ;-P).

Stronę znajdziecie pod adresem:

Jeśli ktoś ma chęć się zapisać do „stowarzyszenia”, zapraszam! Na razie podajcie adresy w komentarzach do tego wpisu.

Z góry uprzedzam, że blogi będę dodawać w ciągu kilku dni, nie od razu. (Nie tkwię przed komputerem przez cały czas, czasem trudno mi znaleźć chwilę na blog, ale będę się starać!)

Tymczasem będę wdzięczna za opinie i pomysły. Grafika strony jest taka – robiona na szybko. Gdy znajdę chwilkę, przygotuję coś lepszego!

Zimowy numer magazynu "Heart Home"

0
0
Pora na Poniedziałkowy przegląd Prasy dostępnej online, a w nim zimowy numer magazynu Heart Home.








Cały numer znajdziecie tutaj. Jest dostępny bezpłatnie, jak wszystkie magazyny, które tu trafiają. :-)

Meble ze starych skrzyń

0
0
W Sklepie Ludowym pojawiła się ciekawa kolekcja mebli, wykonanych z drewna pozyskanego ze starych skrzyń i palet.


Po obróbce części drewnianych każdy mebel ma niepowtarzalny wzór. Ceny nie należą do niskich, jednak kolekcja prezentuje się bardzo ciekawie.







Podoba Wam się? Sądzicie, że meble z materiałów „z recyclingu” to ciekawy pomysł i warto się nimi zainteresować?

(Zdjęcia: Sklep Ludowy)

Moje nowe inspiracje - szwedzkie mieszkania

0
0
Pewnie daje się zauważyć, że ostatnio mniej bywam w blogosferze. Jak wspominałam – mam nawał pracy, który "zdarzył się" w czasie, kiedy rozpoczęłam remont...


Ściślej mówiąc nie tyle remont, co wymianę mebli, a przy tej okazji także różnych innych elementów wyposażenia wnętrz.

Ciągle się waham, czy pokazać jakieś „migawki” z tego wydarzenia. Mam jednak duży opór co do „pokazywania prywaty” na blogu...

Pokażę Wam jednak, jak chciałabym, żeby wyglądało moje mieszkanie, choć nie mam takiego metrażu, jak te na zdjęciach. Nie ma też u mnie i nie będzie takiego pieca czy kominka ani tych skór krowich itp. :-)










Podobnie jak w tych mieszkaniach, u mnie też coraz bardziej dominuje biel. Często więc spotykam się ze zdziwieniem:
- Jak to na biało wszystkie ściany?
A szczególnie:
- Białe meble? Jak to? No co ty?!

Główny zarzut: białe wnętrza wyglądają „szpitalnie”. No cóż... byłam w paru szpitalach w rozmaitych rolach i na przestrzeni dobrych 20 lat. Nie przypominam sobie, aby były tam białe wnętrza. Zwykle ściany pomalowane są na jasne ciepłe kolory.

No i nie wydaje mi się, aby moje mieszkanie wyglądało szpitalnie (powyższe wypowiedzi padają z ust osób, które nigdy u mnie nie były ;-)).

Przekonuję się za to, że biele (i w ogóle jasne kolory) BARDZO powiększają wnętrza. I jak bardzo je doświetlają. :-)

Jak Wam się podobają wnętrza w stylu tych na zdjęciach?

Sądzicie, że wyglądają jakoś „szpitalnie”?

Czy styl tych mieszkań, które znajdują się w Szwecji może się sprawdzić w Polsce?

(Zdjęcia: Alvhelm)

Piątka na piątek: 5 blogów w bieli

0
0
Pomimo, że spadł śnieg i zrobiło się biało, ciągle mi mało bieli. Ostatnio pokazałam mieszkania, w których biel dominuje, a dziś - pięć blogów, które praktycznie są poświęcone mieszkaniu wśród bieli.


Z komentarzy pod wcześniejszym wpisem, widzę, że nie tylko mnie coraz bardziej przekonują takie rozwiązania.










Kiedyś wydawałoby mi się to pewnie nudziarstwem, teraz wprowadzam właśnie kolejne białe (i jasne) elementy do mieszkania.

Kiedy czytacie ten wpis, prawdopodobnie remontuję i urządzam sobie kącik do pracy:-)
Mam nadzieję skończyć „metamorfozę” w ten weekend.

Choć malowanie ścian (zgadnijcie na jaki kolor? ;-)) poczeka do wiosny-lata.

NYX: Secret World

0
0
Jakiś czas temu odkryłam, że w ogóle nie mam żadnej paletki do makijażu. Niby nic ciekawego, ale trochę niespotykane u blogerek lifestylowych, prawda?


Wręcz podejrzanie to wygląda...

Co więcej: od lat takowej nie miałam i mi to nie przeszkadzało, bo mam się czym malować. Niemniej jednak jakoś musiało mi to wpłynąć na podświadomość i skończyło się to tak, że kupiłam sobie tę oto paletkę.


(Więcej zdjęć i wpis o niej znajdziecie tutaj)

Jednak nie zdążyłam się nią nacieszyć, bo wyszło na to, że te kolory za bardzo mi nie pasują, a za to... pasują komuś innemu. No i... ona ma teraz tę paletkę. ;-)

A ja znowu nie miałam i początkowo nawet nie zwróciłam na to uwagi, aż zobaczyłam inną paletkę NYX: Secret World.


Od razu mi się spodobała, bo to moje ulubione kolory, a zarazem kolory, które chyba najbardziej mi pasują. 


No i znowu mam paletkę i tym razem tak pozostanie, bo tej już nie oddam.



Kasetka jest solidna i wyposażona w porządne lusterko o wielkości umożliwiającej dojrzenie w nim czegoś. Brawo! (Zawsze mnie rozbrajały lustrzane minipaseczki czy inne drobne elementy ozdobne, które niektórzy producenci kosmetyków reklamują jako „zawiera lusterko”).


Jak na cienie, które nie są mineralnymi pigmentami te mają naprawdę intensywne kolory.


Na zdjęciach: nałożone na mokro, ale bez żadnej bazy i czegokolwiek, co poprawia „przyczepność” i podbija kolor.



I jeszcze kilka ujęć:





Podobają Wam się?

Lubicie takie kolory?

Loft w Sztokholmie

0
0
Bohaterem dzisiejszego wpisu jest interesujący loft w Sztokholmie.
  

Wpis dedykuję Ani, która lubi Sztokholm i chciałaby mieszkać w lofcie. Chętnie bym ją tam odwiedzała. :-)
Bo ja wolę mieszkać w cieplejszym i nie tak mrocznym kraju. I nie w lofcie.

Ale tak poza tym to mieszkanie jest bardzo w moim guście. :-)










Jak Wam się podoba?

(Zdjęcia: Alvhelm)

Logona: Fammenrot / Płomienna czerwień

0
0
Dawno nie pisałam o eksperymentach z naturalnym farbowaniem włosów. Czas to nadrobić.


Nie poruszałam tych tematów tak długo, bo przez ostatnie miesiące pozostawałam wierna hennom, o których wcześniej pisałam. Próbowałam też poeksperymentować z cassią – ale ciągle nie jestem pewna, jak ona właściwie działa na włosy już pofarbowane henną. Niełatwe jest życie chemika-amatora... ;-)

Ostatnio postanowiłam spróbować czegoś nowego czyli farb Logony. Cieszą się one dobrą opinią wśród zwolenniczek naturalnego farbowania. Zauważyłam, że na wielu zagranicznych forach o hennie i naturalnych farbach, kolory uzyskiwane przez użytkowniczki są porównywane właśnie do tych z palety Logony. Postanowiłam więc spróbować.

Początkowo myślałam o ciemnych kolorach, bo mam chęć sprawdzić, jak to jest być brunetką (albo przynajmniej ciemną szatynką). Jednak trochę się bałam robić równocześnie eksperyment z nowym kolorem i nową marką. Pozostałam więc przy rudości i zdecydowałam się na kolor „Płomienna czerwień” (oryginalnie i na pudełku: „Flammenrot”).

Barwnikami w tej farbie są henna, cassia, kurkuma i korzeń rzewienia. Szczerze mówiąc liczyłam na więcej składników, bo wszędzie na stronach z tymi kosmetykami, podawany jest skład – prawdopodobnie wszystkich kolorów.

Kiedy otworzyłam saszetkę, jeszcze zanim rozcięłam folię wiedziałam, że na pewno jest tam kurkuma. Dużo kurkumy.

Kurkumą pachniało bardzo intensywnie. Mieszanka też była mocno zabarwiona tym składnikiem.

Nie mam nic przeciwko kurkumie. Czasem dodaję łyżeczkę do henny, żeby ocieplić trochę uzyskiwany kolor, ale takiego stężenia kurkumy w farbie jeszcze nie próbowałam...

Przyrządziłam mieszankę według instrukcji:: zalałam gorącą wodą (aczkolwiek nie wrzątkiem, bo nie chciałam „zabić lawsonu”, użyłam wody o temperaturze ok. 70 stopni). Następnie odczekałam aż przestygnie na tyle, żeby można było nałożyć ją na włosy i skórę (ok 40 stopni) i wtedy nałożyłam.

Na wszelki wypadek trzymałam ją na włosach niewiele ponad pół godziny. To wystarczyło.

Muszę tu jednak zaznaczyć, że mam włosy, które bardzo szybko przyjmują kolor. Nawet hennę zdarza mi się nakładać na pół godziny i efekt utrzymuje się przez miesiąc (a nawet dłużej, ale w ciągu miesiąca muszę znowu farbował z uwagi na odrosty).

Dla osób, których włosy nie pochłaniają barwników tak szybko może to być za krótko. Jednak myślę, że przy pierwszym farbowaniu na nowy kolor lepiej nie trzymać za długo. ;-)

Włosy jednak kolor złapały i wyszło tak:




I jeszcze zdjęcia pod światło:



Zdjęcia zostały zrobione następnego dnia po farbowaniu. Na włosach nie ma żadnej odżywki ani środka do stylizacji.

Odrosty okazały się odrobinę jaśniejsze niż reszta włosów, pokryta wcześniej warstwami henny.

Po kilku dniach kolor dojrzał i odrobinę ściemniał – zauważyłam to właśnie szczególnie na odrostach i siwych włosach. Wyglądają jak „pasemka”, ale ich kolor wydaje się dość naturalny – taki rudawy ciemny blond. 

Niestety pomimo dokładnego spłukania włosów, przez pewien czas schodziła z nich kurkuma. Nie tylko przy myciu – jak mają to w zwyczaju naturalne farby. Także „na sucho”.

Barwiła ubrania w miejscach, gdzie dotykały ich włosy, a w nocy zabarwiała poduszkę na żółto (i to bardzo intensywnie, a co gorsza, nie sprało się to po pierwszym praniu). Właśnie to zniechęciło mnie do tej farby.

Efekt na włosach podoba mi się. Dodatkowo, zapewne dzięki dodatkowi alginu, oleju z jojoby i protein pszenicy włosy są miękkie i odżywione. Jednak to barwienie na żółto jest uciążliwe.

Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim podczas stosowania farb roślinnych. Owszem, henna może zabarwić ręcznik po myciu włosów, gdy są one mokre, ale suche, dobrze oczyszczone włosy potraktowane roślinną farbą nigdy dotąd niczego mi tak nie zabrudziły...

Skład:
Algin, Hydrolyzed Wheat Protein, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Parfum (Essential Oils), [+/-Lawsonia Inermis (Henna)*, Curcuma Longa (Curcuma Root), Cassia Auriculata (Cassia), Rheum Undulatum (Rhubarb Root).

Diament od Boca do Lobo

0
0
Są takie meble, które nadają charakter całemu wnętrzu. Jak ten oryginalny kredens...


Pokazywałam już meble ze studia Boca Do Lobo (tutaj, tutaj i tutaj). Diamond to też dzieło projektantów tego studia.


Występuje w dwóch wersjach: ametystowej i szmaragdowej.







Ja bym wolała szmaragdową... ;-) A Wy?

(Zdjęcia: Boca do Lobo)

Piątka na piątek: Styczniowe odkrycia blogowe

0
0
Miałam nadzieję, że styczniowa piątka będzie zdominowana przez polskie blogi, ale tak się nie stało.



Miesiąc upłynął mi pod znakiem pracy i remontu. Brakowało mi czasu na lekturę blogów. ;-(

Jednak nocą, nie mogąc zasnąć, szukałam informacji i pomysłów na zmiany, które wprowadzałam w domu. Zwłaszcza, że w trakcie remontowych zakupów mocno zmieniła się koncepcja tego, jak ma wyglądać „po”... ;-)


Inspirujący blog, nie wiem czemu dopiero teraz na niego trafiłam...


Ten również mnie zainspirował, ale... mam za mało miejsca...


Tu też urzekł mnie klimat zdjęć i atmosfera spokojnego domu, jak z bajki, starej książki dla dzieci lub filmu sprzed lat...


Autorka jest stylistką wnętrz i można u niej znaleźć ciekawe i różnorodne propozycje.


Austriacki blog lifestylowy, w którym głównie podziwiam zdjęcia i spokojną, domową atmosferę, w której można się zrelaksować.

Wam też udało się ostatnio odkryć jakieś ciekawe i warte poczytania blogi?

Może same macie blogi, na które jeszcze nie dotarłam? ;-)

Lubię takie wpisy u innych, bo często dzięki temu trafiam na ciekawe strony i osoby, więc czemu nie dzielić się linkami także w komentarzach? ;-)

Styczniowe podsumowanie

0
0
Styczeń minął niepostrzeżenie, a ja wzorem innych blogerek postanowiłam zrobić małe podsumowanie miesiąca.


Ten miesiąc upłynął mi pod znakiem pracy i remontu. Blogosferę odwiedzałam późną nocą i jeszcze mam zaległości na Waszych blogach. Na moim blogu coś się działo mimo wszystko – dzięki możliwości robienia zapasu wpisów. ;-)

W minionym miesiącu pojawiły się tu między innymi... podsumowania minionego roku. ;-)

Przede wszystkim:



Cieszę się, że tyle osób wzięło udział w tej zabawie i postaram się w przyszłym roku przygotować ją z większym rozmachem.

Przy okazji zrobiłam własne podsumowanie i pokazałam



Pośród wpisów, zawierających odnośniki dużym powodzeniem cieszyły się też


Oraz inne wpisy z działu


Założyłam też wreszcie stronę dla blogerek od 35 lat wzwyż.


W ten weekend zamierzam ją podrasować. :-)

Zapraszam wszystkie blogerki w „koneserskim” wieku! Do zgłaszania swoich blogów (w komentarzach do tego wpisu).

Remontując mieszkanie, szukałam inspiracji (i znajdowałam ją) na innych blogach i stronach. Niektóre zdjęcia mieszkań pokazałam na blogu.



Zamieściłam też sprawozdanie z nowego eksperymentu z naturalnym farbowaniem włosów.



i chwaliłam się nowymi kosmetykami mineralnymi...





...oraz niemineralnymi



A jak Wam minął styczeń?

„Na zmarzłe członki” sposób sprzed 200 lat ;-)

0
0
Nadeszły mrozy, więc dzielę się poradą sprzed... ponad 200 lat. Oto praktyczny „srzodek” na zmarzłe członki.


BTW. Wiedzieliście, że śnieg wyciąga zimno? ;-)

W starym poradniku znalazłam jeszcze trochę interesujących porad.

Najbardziej zaintrygował mnie „Srzodek na owad”. Chędogość iest naylepszym śrzodkiem na owad, ale iednak...



Jest też sezon wirusów. Nie wiem, czy znacie ten sposób na „zaraźliwe febry”? Wystarczy wziąć w gębę kawałek rabarbarum (lub prosto rumbarbarum)...


Rabarbarum (lub prosto rumbarbarum) jest też śrzodkiem na "biegunkę bez obrzydzenia" (cokolwiek to oznacza ;-)).


Tylko skąd wziąć rabarbarum (lub prosto rumbarbarum)?

I jeszcze takie tam... sposoby na robaki i na „pluski”..


To może się przydać: śrzodek na pchły.


No i właśnie tutaj dochodzimy do sedna: mycie jest naylepszym śrzodkiem! :-)

Przepisy pochodzą z poradnika „Apteka domowa i podrożna doznawana lekarzami oraz z zupełna tablica na bieliznę dla gospodarstwa i podrożnych: także powszechna tablica dochodu i rozchodu oraz z kalendarzem na zawsze trwaiącym” wydanego w 1810 roku, w Lipsku, nakładem K. H. E. Arndta.

Niemal rok temu zamieściłam praktyczne porady z poradnika "Albert nowy czyli teraznieyszy albo Sekreta nowe, doświadczone y approbowane...” (tutaj i tutaj).

Wpisy do dziś są chętnie czytane, a ja często grzebię w starych książkach. Chcecie, żebym częściej przygotowywała takie wpisy?

Inspiracje: Laura Ashley

0
0
Laura Ashley to brytyjska marka z sześćdziesięcioletnią tradycją, która inspiruje do aranżacji wnętrz w przytulnym, rustykalnym stylu.


Zdjęcia z katalogów tej marki kojarzą mi się z eleganckimi domami ze starych filmów... oraz niektórych współczesnych filmów. Tych, w których wnętrza odciągają czasem uwagę od fabuły. ;-)


Mam sentyment do tej firmy, bo dawno temu, jeszcze w czasach szkolnych, wpadła mi w ręce angielska książka o stylu Laury Ashley. To, co tam zobaczyłam: kwiatki, kratki, marszczone firanki mocno się różniło od tego, co widywałam wokół.


Ta książka zainspirowała mnie, żeby odmienić nieco mój mały kącik. ;-) Odkryłam, że można to zrobić niewielkim kosztem i zamiast rozkładanego łóżka i biurka „jak u wszystkich”, miałam trochę przytulniej. :-)


W tamtych czasach pojawiły się też w Polsce second-handy i stały się bardzo modne wśród młodzieży. Były znacznie tańsze niż obecne i można w nich było trafić na prawdziwe perełki. Pewnego dnia kupiłam tam nową sukienkę „od Laury Ashley”, za ok. 5 złotych zresztą. :-)







Od niedawna firma jest w Polsce. Sklepy stacjonarne na razie są tylko w Warszawie, ale już wkrótce rusza sklep internetowy.

Jeszcze nie odwiedziłam salonu, ale zamierzam to zrobić. :-)

Jak Wam się podobają takie klimaty we wnętrzach?

(Zdjęcia: Laura Ashley)

Kleopatra: umysł, nie nos

0
0
„Gdyby nos Kleopatry był krótszy, inne byłoby oblicze świata”, napisał Blaise Pascal.

Lawrence Alma-Tadema "Kleopatra" (1877)

Ten sławny aforyzm ciekawie ilustruje podejście do kobiet, które wielu podzielało (a niektórzy nadal podzielają). Nieważne, jaką władczynią była Kleopatra i co miała w głowie – ważne jak wyglądała.

Eugène Delacroix "Klepatra i wieśniak" (1838)

Bo przecież gdyby była brzydka nie mogłaby rządzić krajem. Nikt by się z nią nie liczył, Egipt zaraz zostałby podbity, a tak w ogóle nikt by się nią nie zainteresował...

Jak powszechnie wiadomo Juliusz Cezar i Marek Antoniusz podejmowali decyzje polityczne pod wpływem fizycznego zauroczenia, nieprawdaż? I właśnie dlatego odnosili takie sukcesy...

Nie miało też znaczenia, czy Egiptem rządziła mądra królowa, czy kompletne pustogłowie. Najważniejsze było to, czy ma ładny nosek.

Logika nieco pokrętna, a nos Kleopatry i w ogóle jej postać inspirowała artystów przez wieki.

Tak wyobrażali sobie Kleopatrę malarze.
Zauważcie, ze na wielu obrazach niezbyt wygląda na Egipcjankę. ;-)

Nie wiem, ile Egipcjanek w tamtych czasach miało tak jasną cerę i rude lub jasne włosy... no, ale nie czepiajmy się. ;-)

Cesare Gennari "Kleopatra" (circa 1663)

Anthon Schoonjans "Kleopatra wkladająca perłę do wina" (1706)

Guido Cagnacci "Śmierć Kleopatry" (1658)
Guido Reni "Kleopatra" (pomiędzy 1640 a 1642)

Guido Reni kilkakrotnie podchodził do tego tematu.

Wcześniej malował ją jako brunetkę. ;-)

Guido Reni "śmierć Kleopatry" (pomiędzy 1625 a 1630)
Guido Reni "Kleopatra ze żmiją" (ok. 1630)
Guido Reni "Kleopatra" (pomiędzy 1635 a 1640)

Kilkakrotnie malowała ją także Artemisia Gentileschi.

Nie wiem, czy znacie historię tej malarki. Jako młoda dziewczyna, stawiająca pierwsze kroki w zawodzie została ona zgwałcona przez innego malarza - współpracownika jej ojca, a ten wytoczył mu proces, co wtedy oznaczało skandal i wstyd... dla ofiary.

Kiedy została uznaną malarka, wielu mecenasów zlecało jej malowanie tragicznych postaci kobiecych. Na przykład właśnie samobójczą śmierć Kleopatry.

Artemisia Gentileschi "Kleopatra" (1621)

Artemisia Gentileschi "Kleopatra" (1627)

Artemisia Gentileschi "Kleopatra"
Namalowała ją także inna wybitna siedemnastowieczna malarka - Elisabetta Sirani.
Zwróćcie uwagę na grę światła na tym obrazie!

Elisabetta Sirani "Kleopatra"
Do historii Kleopatry powracano później.

Gérard de Lairesse "Kleopatra" (ok 1675)
Giambattista Tiepolo "Bankiet u Kleopatry" (1743)
Louis Gauffier "Kleopatra i Oktavian" (1787)
Oczywiście zafascynowała chętnie czerpiących inspiracje z historii prerafaelitów i innych artystów im współczesnych.

John William Waterhouse "Kleopatra" (1888)
Reginald Arthur "Śmierć Kleopatry" (1892)
Jean-Leon-Gerome "Kleopatra i Cezar" (1866)

Viewing all 891 articles
Browse latest View live